niedziela, 17 maja 2015

Relacja z II Wolsztyńskiego Pikniku Militarnego

Dziesiątego maja 2015 roku w Wolsztynie odbył się Piknik Militarny organizowany przez Wielkopolskie Towarzystwo Techniki Militarnej. Przygotowana została również rekonstrukcja historyczna, która miała miejsce na plaży w Karpicku.To już druga edycja tego wydarzenia.
Na terenie pola namiotowego oprócz eksponatów można było zobaczyć radiostację krótkofalową i skosztować grochówki z kuchni polowej.

Zapraszam na fotorelację.

Kaski.


Piknik zgromadził miłośników militariów, rekonstruktorów i fascynatów historii.



Wszystkie pojazdy były sprawne.

Radziecki ręczny karabin maszynowy piechoty Diegtiarowa DP - 27










Wystawa rowerów wojskowych z okresu II wojny światowej. W tle BM-13 "Katiusza".

Najważniejszą atrakcją dla uczestników pikniku było widowisko batalistyczne "Front wschodni 1920". Inscenizacja rozpoczęła się o godzinie 16.00. Podczas przedstawienia użyto broni hukowej oraz wykorzystane zostały materiały pirotechniczne.

Okopy były przygotowane do inscenizacji już dużo wcześniej. Godz. 14.00





Okopy strony polskiej - Dywizji Wielkopolskiej




Ognia!




Kozacy na koniach.






Zwycięstwo? Wywieszono flagę.



Bolszewicy używają ludności cywilnej jako żywej tarczy.





Nieporozumienie w obozie rosyjskim.




Pierwsze ofiary. Niestety również wśród ludności cywilnej.



Uwaga! Chwilę proszę zaczekać z przewijaniem!  Zdjęcie poniżej może wywołać niepożądane skutki dla osób wrażliwych, które boją się krwi. Podejrzewam, że to może być sok z buraków, ale wygląda bardzo sugestywnie. Ostrzegałam, można scrollować dalej. :)
Szpital polowy.

Akcesoria medyka polowego. W nerce znajdują się pociski.

Piknik był bardzo udany. Mimo wietrznej pogody zgromadził wielu uczestników i obserwatorów. Na pewno pojawię się za rok. Polecam!

sobota, 2 maja 2015

Relacja z 22. edycji Parady Parowozów w Wolsztynie

Dzisiejszy wolsztyński poranek był słoneczny. Temperatura wynosiła około 14 - 15 stopni, kiedy sprawdzałam tuż przed wyjściem. Tym razem wybrałam się dużo wcześniej żeby zająć dogodne miejsca obserwacyjne. Co roku impreza przyciąga tłumy miłośników kolei.

Wolsztyn to niewielkie miasteczko w województwie wielkopolskim położonym na trasie między Zieloną - Górą a Poznaniem. W ten dzień gości jednak ludzi z całej Polski, a także z różnych zakątków świata. Wszyscy są tutaj żeby zobaczyć działające i jeżdżące po torach parowozy.
Parowóz bucha parą i gwiżdże.
Stoi na stacji lokomotywa... A właściwie nie na stacji tylko w parowozowej hali (obecnie 8 - stanowiskowej, kiedyś 4-stanowiskowej) zbudowanej w 1907 roku.
Parowóz rusza. Panowie kolejarze dbają o bezpieczeństwo obserwatorów.

Warto obejrzeć zabytkową infrastrukturę kolejową i oczywiście eksponaty. Najsłynniejsza jest "Piękna Helena" czyli Pm 36-2, najszybszy polski parowóz, który zdaniem maszynistów może osiągnąć nawet 130km/h! Dlaczego właśnie imię Helena zostało nadane tej zjawiskowej czarnuli? Tak miała na imię żona maszynisty, który powoził bestyjką Pm 36-2.   








  

Żuraw wodny. Przygotowanie parowozu do parady.
Tylko w Wolsztynie i Poznaniu znajdują się czynne żurawie wodne. Do przejechania 100km parowóz potrzebuje około 25 000 litrów wody.

Przejażdżka pociągiem retro. Bilety trzeba było zamawiać troszkę wcześniej. Chętnych na małą wyprawę nie brakuje.

Tłumy dopisywały. Jak widać dla lepszych widoków niektórzy wchodzili nawet na tender.
Tradycyjnie jeden z przejazdów jest wykonywany w parach.
Parada Parowozów 2015 - widok z mostu.


Obrotnica w Wolsztynie

Obrotnica pochodzi z 1908 roku i była już kilkukrotnie powiększana. Początkowo średnica wynosiła 16,08m, a obecnie ma 20, 5 m. Posiada napęd elektryczny i ręczny polegający na obrocie dzięki korbie, która znajduje się w budce.

Parowozów miało być cztery, ale ostatecznie na torach przed publicznością zaprezentowały się tylko trzy. Mówi się, co potwierdza również Głos Wielkopolski, że czwarty, ze skansenu w Jaworzynie Śląskiej, utknął na trasie razem z pasażerami w wagonach, którzy podróżowali na coroczne wolsztyńskie święto.

Zapraszam na stronę z ciekawostkami na temat parowozów:
http://www.parowozy.com.pl/najnajnaj.html

Aktualności wolsztyńskiej parowozowni tutaj:
http://www.parowozowniawolsztyn.pl/aktualnosci

Można narzekać, że taka impreza a tylko trzy parowozy jadące tam i z powrotem.
Ale...

Tylko wtedy gdy stoi się na poboczu, kiedy metr od ciebie przejeżdża rycząca machina ze stali, gdy do nosa wciska się drażniący zapach mieszaniny oleju i spalanego węgla, a dymy i para snują się wokół, na tę jedną chwilę jesteś w XIX wieku i przymykając oczy czujesz to, co czuli ludzie ery pary, czasów wielkiej rewolucji przemysłowej. 
Dla tego żywego dotyku historii - warto.


poniedziałek, 30 marca 2015

Sprawdzony przepis - Babka piaskowa, która zawsze się udaje

Cześć!

Tym wpisem rozpoczynam serię przepisów, które mogę z zadowoleniem zaliczyć do moich ulubionych. Jakie kryteria o tym decydują?

Cóż, lubię dobrości, łasuchem jestem strasznym, mam nawet czasem wenę na pichcenie, ale nie zdarza się to zbyt często. Jedzenie, które lubię przygotowywać jest smaczne i aromatyczne, z produktów, które zawsze mam w kuchni, nie jest czasochłonne (do półtorej godziny) ani pracochłonne (jak najmniej zużytych garnków, miseczek to przecież mniej sprzątania). Jestem ogromnym zwolennikiem dań jednogarnkowych, ciast bez zagniatania, a moimi kuchennymi przyjaciółmi są mikser, blender i zmywarka.

W mojej kuchni jest dużo mięsa, cebuli, czosnku, sosów, pomidorów. Wiem, nie każdy to lubi, ale ja wprost uwielbiam. Lubię też eksperymentować, ale nie z trudniej dostępnymi składnikami, tylko raczej z łączeniem najprostszych, dostępnych, znanych, tak aby pojawiły się w nowym wydaniu, w nowym otoczeniu i o nowym smaku i aromacie.

Nie należy się tutaj spodziewać wykwintnych, wymyślnych dań, tylko polskie zwyklaki, dla zabieganej i zapracowanej pani domu, która mając swoje pasje, hobby, ale również mającej aspiracje na posiadanie czasu na spotkania towarzyskie, samorozwój i zdobywanie wiedzy, która po prostu nie chce spędzać swoich wolnych czterech godzin na przesiadywanie w kuchni. 

Dzielę się swoimi sprawdzonymi przepisami, bo zawsze zdrowiej przyrządzić coś samemu, niż zamawiać gotowce o niewiadomym składzie i sztucznych dodatkach. Czasem również dobrze spróbować czegoś nowego, albo po prostu przyrządzonego w inny sposób.

Zapraszam serdecznie do mojej kuchni dnia codziennego - Kuchni dla zabieganych:


Od razu zaczniemy od słodkości, oto przepis na Babkę piaskową, która zawsze się udaje.


Babka piaskowa, która zawsze się udaje



Babka, która zawsze się udaje - Możemy ją po wierzchu posypać cukrem pudrem.

Potrzebować będziemy:

Składniki:

4 jajka
1 szklanka mąki pszennej, tortowej (zwykła mąka, którą używacie do pieczenia, u mnie zwykle są to złote pola typ 450)

3/4 szklanki mąki ziemniaczanej(0, 75 szklanki, u mnie zwykle jest to Melvit albo Grula(skrobia)

1 kostka roztopionej margaryny (preferuję Palmę lub Kasię, roztapiam w szklanym naczyniu w mikrofali, ale można to zrobić na palniku (ale wtedy trzeba pilnować))

2 łyżki kakao (słynne z wiatrakiem, ale zastępowałam też kakaem z Biedronki - Magnetic i było ok)

1 łyżeczka proszku do pieczenia lub sody (dowolny proszek, często zastępuje go łyżeczką sody)

cukier waniliowy (cała paczuszka 16g z Gellwe lub inny)

opcjonalnie:
skórka  z cytryny, sok z cytryny (1 łyżeczka) dla aromatu
kawałek masła lub margaryny do natłuszczenia formy
bułka tarta do obsypania formy



Wyposażenie:

wysoka miska
mikser końcówkami do jajek (trzepaczka) i do ciasta (spiralki)
szklanka
miseczka lub garnuszek na rozpuszczenie margaryny
łyżeczka
forma do ciasta w kształcie babki
łyżka


Sposób wykonania:

1) Załączamy piekarnik do nagrzania do 170 stopni.
2) Jajka należy utrzeć z cukrem na puszystą masę. Ucieram mikserem w misce dwulitrowej BranQ, dość wysokiej (ok 13 cm).
3) Dodajemy rozpuszczoną margarynę i dalej ucieramy, aż masa stanie się gładka.
4) Wsypujemy mąki i proszek i mieszamy. Można dodać aromat cytrynowy z soku z cytryny lub startej skórki. Można również taki gotowy do ciast, ale nie zbyt dużo, kilka kropel. Korzystam z miksera, końcówki spiralne do ciasta, można zamiennie mieszać łyżką, aż nie będzie grudek.
5) Kiedy piekarnik będzie nagrzany, przygotowujemy formę. Zawsze korzystam z formy w kształcie babki. Mam taką o średnicy 23 cm i pasuje idealnie. Forma powinna być wysoka, bo ciasto rośnie. Moja forma ma 10 cm wysokości i ciasto zawsze rośnie ok centymetr, półtora powyżej. 
Formę smaruję margaryną lub masłem, obsypując obficie z każdej strony bułką tartą.
6) Pół lub większą cześć ciasta wlewamy do formy.
7) Do pozostałej części ciasta w misce dosypujemy 2 łyżki kakao. Mieszamy dość szybko łyżką do uzyskania jednolitej barwy i wlewamy do formy.
8) Całość wstawiamy do piekarnika.
9) Pieczemy sześćdziesiąt minut w 170 stopniach. Po pięćdziesięciu minutach staramy się obserwować ciasto przez szybkę. Wierzch ciasta powinien być ciemno - złocisty, aż do brązowego. Tuż przed wyjęciem można zrobić test suchego patyczka.
10) Jeszcze w formie obcinam nierówności ciasta, tak aby babka, po odwróceniu stabilnie stała na paterze.  Podawać po ostygnięciu, można posypać cukrem pudrem.

Smacznego!

Babka, która zawsze się udaje - Tak wygląda po przekrojeniu, ciemne ciasto opada na dół tworząc wzorek.

Jeżeli ktoś zdecyduje się skorzystać z przepisu, miło będzie jeżeli podzieli się opinią. Chętnie obejrzę zdjęcia wypieków, a także poznam Wasze modyfikacje. W razie niejasności w opisie, piszcie.
Jeżeli macie jakieś przepisy pasujące do kuchni dla zabieganych, koniecznie dajcie znać.
Serdecznie pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.


sobota, 9 listopada 2013

Leon w Ogrodzie

Leonek jako kot z krwi i kości europejski woli szaleć na podwórku, niż wylegiwać się na kanapie. Poniżej kilka zdjęć z września, kiedy było jeszcze ciepło, a my nie kosiliśmy trawy, żeby miał więcej zabawy w chowanie się.

Miłego oglądania!

Leonek w trawie

Ucieczka w tujki

Wiszenie na pergoli

Czy wiszenie na pergoli jest wygodne? Dla Leona - tak!

Leon rozkopuje moje grządki, pilnuje mnie podczas prac w ogrodzie. Woli pić wodę - deszczówkę, niż tę, którą wleję mu do miseczki.

Leon pomaga/przeszkadza kopać dołki. Sprawdziłam, bo ostatnio sadziłam tulipany.

środa, 4 września 2013

Kot w doniczce lepszy niż w worku

Leon w domu radzi sobie świetnie, ale okazał się kotem ogrodowym. Uwielbia zieleń, kwiaty, grządki i moje tuje obsypane ściółką.

Próbuję robić mu zdjęcia jak słodko się bawi i goni muszki, ale jest taki szybki, ze mój aparat nie może go dobrze uchwycić.

Żeby Leonkowi zrobić zdjęcia,  musi być w nastroju do bycia "modelem".

Przedstawiam Wam sesję doniczkową.

 Zapraszam do oglądania! :)

L: Czy to kolejna miska?

L: Jeżeli to nie miska, to jest mi niepotrzebne.

L: Fajnie szeleści.

JA: Leon, pozuj na poważnie!
JA: Leon, komu pokazujesz jęzorka?


L: Moja myszka!

JA: "To be or not to be" w kociej wersji. Zamiast czaszki Yoricka, mysz.

Wszystkie fotografie wykonane przez Kasię. :* 
Pozdrawiam wszystkich odwiedzających! :)

piątek, 30 sierpnia 2013

Leon, czemu ty jesteś Leon?

Imię dla kota to poważna sprawa. Można nazywać kota Kotem, ale czasami warto postawić na indywidualizm i podreperować kocią reputację. Jeżeli kot ma imię, to znaczy, że gdzieś tam ma przyjaciela na dwóch nogach, który woła go na karmienie.

Znałam kiedyś bezpańskiego rudego kota, który któregoś dnia po prostu stał się Rysiulą, a każdego ranka na schodach czekała na niego miseczka z jedzeniem i kilka głasków.

Rysiula to docenił, z bezpańskiego stał się pańskim kotem i całe dnie wygrzewał się na kamieniu w naszym ogródku tworząc przeuroczą kocio-ogrodową aranżację.

A jak było z Leonem?

Zasada powinna być taka - najpierw poznajesz kota, potem nadajesz mu imię. Spróbowałam zrobić na odwrót, ale poniosłam porażkę. Kot miał mieć na imię Nikodem i zwać się Sernikiem. Miał być szaruszkiem, dachowcem. Taki był plan.

Właścicielka nadała kotkowi imię Leon, a my tylko pokiwaliśmy głowami, planując nadać własne. Wystarczyło nam kilka godzin żeby zorientować się, że wymyślone przez nas imię w ogóle do kociałki nie pasuje.




Leon.
Mógł być tylko Leonem. :)

Oczywiście jak większość kotów otrzymał przydomki. Zazwyczaj jest Sir Leonem (jak jest grzeczny) i Leonidasem, Leonem Atakamą i Leonem Terrorystą (jak jest niegrzeczny).

Obawiam się, że Serniczkiem zostanie kolejny kot, o ile się na następnego zdecydujemy. :)

czwartek, 29 sierpnia 2013

Pierwsze spotkanie z Sir Leonem


Leon urodził się w czerwcu tego roku - 2013. Był pierwszym synkiem przeuroczej czarno - białej koteczki Lucynki. Była to pierwsza ciąża, w miocie były dwa kociątka: Leon i Lilka - czarno - biała łaciatka. Ojciec Leonka jest nieznany, ale po charakterze malucha wnoszę, ze był niezależnym , dzikim kotem. :)

Leona znaleźliśmy na  portalu z ogłoszeniami jako kociaka do oddania w dobre ręce. 

Jako, ze jesteśmy pełni miłości do zwierząt, a także nastały dla nas dobre czasy i mogliśmy pozwolić sobie na powiększenie  rodziny o jednego domownika, postanowiliśmy, że Leon zostanie z nami.


Ośmiotygodniowy maluszek trafił pod nasz dach i próbuje przyzwyczaić się do naszego trybu życia.

Leon jest najbardziej demonicznym kotem w internecie. To psotnik, łobuziak i kot z charakterem. Żywa iskierka, która nie usiedzi na miejscu, musi wszystko pogryźć, podrapać, poniszczyć, a potem słodko miauknąć, połasić się i zaczekać, aż właściciele wszystko mu wybaczą.

Blog będzie kalendarium z życia kotka, a także pamiętnikiem z naszych nieudolnych prób jego wychowania :) Miejmy nadzieję, że to możliwe, inaczej właśnie przygarnęliśmy do domu kociego terrorystę.

A nie wygląda, na tym zdjęciu taki słodki.

Kto chce pośmiać się z naszych zmagań z tym czarnym psotnikiem, zapraszam do śledzenia bloga. 

Pozdrawiam wszystkich, którzy tutaj wpadli.